|
Wysłany: Sob 22:48, 11 Lut 2012
|
Tydzień temu w piątek dowiedziałam się, że następnego dnia mam okazję, by pojechać do Warszawy. Tuż po wstaniu, jeszcze niezbyt przytomna, weszłam na stronę Teatru Muzycznego Roma i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyłam, że na obydwa sobotnie spektakle jest jeszcze ponad 400 wolnych miejsc! W następnej kolejności sprawdziłam obsadę – Łukasz miał się pojawić w roli Enjolras o 15. Zadzwoniłam do kas i dowiedziałam się, że bilety można kupić jedynie w Teatrze. Na szczęście mój brat cioteczny się tym zajął Ucieszyłam się przeogromnie, a muszę przyznać, że w ogóle się tego nie spodziewałam! To było dla mnie bardzo miłe zaskoczenie.
W sobotę przed 15 zajęłam swoje miejsce w rzędzie XVI i z niecierpliwością wyczekiwałam, aż wreszcie zgasną światła, a ja znów poczuję niesamowitą magię tego miejsca. Gdy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki orkiestry, przeniosłam się do świata XIX-wiecznej Francji…
Muzyka, śpiew, gra aktorska, ruch, stroje, rekwizyty, scenografia, tła, zapachy (np. fajek z kawiarni albo prochu z barykad - to była dla mnie nowość, bo za pierwszy razem nic nie czułam)... Zachwycało mnie wszystko razem i każdy szczegół z osobna. Po raz kolejny urzekła mnie też gra świateł. Niesamowite, jak wiele można w ten sposób wyrazić. A gdy na końcu - mimo że na scenie pojawili się polegli na barykadzie – zimne białe światło, symbolizujące śmierć, zmieniło się w ciepłe żółte, jakoś tak od razu zrobiło mi się lżej, lepiej, już nie tak smutno. Do tego doszły jeszcze wszystkie wyśpiewane słowa - na początku Bo kochać całym sercem to spoglądać Bogu w twarz, a potem…
Słuchaj kiedy śpiewa lud,
Gdy przez dolinę idzie łez.
Ale to droga jest do światła
I nie milknie nigdy śpiew!
Wieczny płomień w sercach ma
Cały wyklęty ludzki ród,
A najciemniejszą przegna noc
Nowy słońca wschód!
Nacieszymy się wolnością -
Rajski ogród będzie nasz!
Przekuj miecze na lemiesze -
Żeby zbierać trzeba siać.
Kajdany opadną, przeminie cierpienie i strach!
Jeśli ktoś z Was ma płytę w domu… Włączcie to sobie. Czy nie słychać, nie czuć w tym optymizmu? Mimo że ci mężczyźni zginęli w walce, to nie żałowali swoich decyzji, nie żałowali, że podjęli takie kroki. Co więcej, wciąż wierzyli w lepsze jutro i mieli dobro w swoich sercach. Czy to nie jest piękne?
Zauważyłam kilka zmian, np. w scenie gdzie Marius śpiewa „Pusty stół i puste krzesła”. Pamiętałam, że siedzi wtedy przy stole, a w trakcie wychodzą jego przyjaciele – ci, którzy stracili życie podczas rewolucji. I tutaj takie zaskoczenie, że jest na ulicy, pomiędzy domami, i obawa: jednak nasi bohaterowie nie wyjdą? Ale wyszli. Podnieśli znicze i odchodząc - zgasili je. To było takie symboliczne, poruszające. Różnice w aranżacji też słyszałam, niekiedy bardziej, niekiedy mniej. Prawdę mówiąc, chyba bardziej podobała mi się wcześniejsza wersja, orkiestrowa. Teraz odniosłam wrażenie, że czasami muzyka była dość głośna i wtedy utrudniała mi zrozumienie artystów. Poza tym, wydaje mi się, że to wszystko było jakby szybciej. Owszem, ciekawie, bardziej energicznie i żywiołowo – jak to sam Łukasz kiedyś w „Pytaniu na śniadanie” powiedział. Jednak… dla mnie poprzednia wersja miała swój niepowtarzalny urok. Na przykład wtedy, gdy Łukasz w „Jeszcze dzień” tak wyciągał "mnieeeeee" - to świetne, piękne. Dobrze, że została płyta
Znów wzruszyłam się na kilku scenach, najbardziej w II akcie. To wszystko jest tak przejmujące…! Uwielbiam teatr, a do Romy mam szczególny sentyment. Uwielbiam Nędzników i uwielbiam Łukasza w roli Enjolras. Jest doskonałym przywódcą, zdecydowanym i buntowniczym, wspierającym Mariusa i mobilizującym pozostałych mężczyzn do walki. Świetnie wciela się w odgrywaną postać, bez wątpienia pasuje do tej roli.
Dopiero teraz, za drugim razem, zwróciłam uwagę na wiele szczegółów, których moje oko nie dostrzegło rok temu. Jaki z tego wniosek? Jeden raz na Nędznikach to zdecydowanie za mało! A i dwa pozostawiają pewien niedosyt... Mam nadzieję, że uda mi się do maja jeszcze pojawić w Romie
Na razie jednak jestem szczęśliwa, że mogłam zjawić się tam po raz drugi. To było niesamowite przeżycie. Mimo że siedziałam dość daleko i widziałam przed sobą głowy osób z widowni, czułam, jakbym sama uczestniczyła w tym wszystkim, co rozgrywało się na scenie. To wspaniałe, że tak można, że sztuka pozwala nam przenieść się do zupełnie innego świata, że można zrozumieć, a nawet utożsamić się z bohaterami, współodczuwać, przeżywać to wszystko samemu…
Nędznicy to piękno w czystej postaci, sztuka z najwyższej półki…
Po prostu - MISTRZOSTWO!
Jeśli ktoś doczytał do końca... gratuluję i dziękuję! ( : |
|